2 września 2013

Zdobycze sierpnia

Cześć!
Pojawiam się dziś ze zdobyczami sierpnia. Zadziwiająco szybko czas leci mi ostatnio. Zanim się obejrzałam skończyły się wakacje. Całe szczęście ja mam jeszcze miesiąc wolnego. Sierpień minął jak z bicza strzelił, ale przyniósł mi w zamian - za stracony czas, kilka zdobyczy. Oto one:
Zacznę od moich dwóch zamówień z Avonu. Pierwsze z nich to nawilżający olejek do twarzy ze śródziemnomorską oliwą z oliwek.  To jakaś nowość Avonu, a z nowościami tej firmy jest tak,
że zamawia się je w ciemno. Nigdzie ani słowa o składzie. Pomyślałam sobie jednak "raz kozie śmierć" i zamówiłam. Ma parafinę, która z moją skórą średnio współpracuje, ale zobaczymy za jakiś czas czy ten produkt mi szkodzi. Póki co podoba mi się jego opakowanie - szklana buteleczka z pipetą.
Drugi produkt to nawilżający olejek do ciała z kwiatem frangipani i trawą cytrynową. Z olejkiem to on ma niewiele wspólnego. Pachnie jednak przyjemnie, a skórę pozostawia miękką i gładką, więc nie jest z nim tak źle ;) Oba te produkty pochodzą z serii Planet Spa.
Drugie zamówienie to  kuracja ochronno-wzmacniająca. Przyjemne dla oka opakowanie z pompką skusiło mnie do zakupu. Produkt ten skład ma tak długi, że nawet nie chce mi się go analizować, ale niewykluczone, że się tym zajmę i napiszę co tam ciekawego jest w środku. Do tej pory odkryłam, że pachnie miętą, a ja miętę lubię :) Przy zamówieniu tej odżywki (kuracji, czy jak to tak zwać ;)) możliwy był zakup szczotek czy grzebieni za połowę ceny. Ucieszyło mnie to ogromnie, gdyż już od jakiegoś czasu miałam na oku grzebień do prostowania włosów. Ciekawa rzecz. Prostowanie bez używania prostownicy byłoby ideałem. Jeśli się spisze, będzie to duży przełom dla tych, którzy włosy najpierw suszą, a potem prostują (jak ja ;)). Potestuję i dam znać czy warto po taki gadżet sięgnąć.

Kolejne zdjęcie to zakupy z Hebe. Skończył mi się krem z YR i postanowiłam kupić coś tańszego. Trafiło na Ziaję - masło kakaowe, lekka formuła. Duże opakowanie, bo aż 200 ml, kosztowało niecałe 12 złotych. Kupiłam także antybakteryjny żel myjący firmy Ava. Co prawda jest on do cery tłustej i trądzikowej, ale pomyślałam, że może być dobry i dla mnie. Ma w sobie drobinki, które dodatkowo peelingują skórę. Jego zapach trochę odstrasza, ma w sobie coś z domestosa, ale można się do tego przyzwyczaić. Do koszyka trafił też tonik Ziaji, tym razem nagietkowy. A ostatnią rzeczą jest coś, co chodziło za mną od kiedy zobaczyłam zapowiedzi nowej limitowanki Essence, a mianowicie kulki rozświetlające z edycji me & my ice cream. Są urocze! Pachną owocami i łączą w sobie pięć kolorów. Raczej gadżet niż niezbędnik, no ale jak tu się im oprzeć? ;)

Przyszedł czas i na Biedronkę. A tam dwa zupełnie innowacyjne produkty. Po pierwsze - zmywacz w płatkach o zapachu kokosa firmy Ferity (o ile się nie mylę to ta sama marka produkuje lakiery, zmieniające kolor, które można dostać w Realu i Hebe). Niepozorne i można by powiedzieć, że zupełnie "wydumane", ale ten produkt to naprawdę hit! Napiszę o nim niebawem. Po drugie - dezodorant w chusteczkach Cleanic. To może być ciekawe rozwiązanie podczas pobytu poza domem. Te z Was, które, tak jak ja, korzystają z dezodorantów w aerozolu, wiedzą, że targanie ze sobą puszki antyperspirantu, jest niewygodne. A tu proszę - chusteczki. Cóż za oszczędność miejsca w torebce. Cóż za komfort odświeżenia.

Masełka Nivea to prezent od mojego Lubego. Zupełnie nie mam pojęcia skąd wiedział, że chcę je kupić, a przyrzekam, że nie mówiłam mu o tym ;) Telepatia, w każdym razie, działa - masełka są moje. Mam tu warianty: wanilia i orzech makadamia oraz malina. Pachną cudownie, fajnie natłuszczają i mają urocze puszeczki. Lubię to!

Ostatnie zakupy to malutka wersja oleju arganowego (10 ml). Zamówiłam go na allegro, z przesyłką kosztował ok. 8 zł. Połowę wlałam do mojej mieszanki do olejowania włosów, drugą połową smaruję dekolt. Tak, dekolt. Niech i on ma coś dla siebie ;)
Kupiłam także nabłyszczający zmywacz z Delii. Raczej "z braku laku" niż z gorącego pragnienia. Chciałam kupić ponownie zmywacz rozjaśniający z Donegala, ale po prostu go nie było. Jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma, jak mawiają. 

To by było na tyle moich zdobyczy sierpnia. 
Chcę Wam jeszcze tylko przedstawić nowego członka mojej rodziny. 
To jest Boogi :)
  
 A jak tam u Was ze zdobyczami? Upolowaliście/upolowałyście coś ciekawego? 

Miłego dnia!

2 komentarze:

  1. Widziałam kiedyś ten grzebień w katalogu i się nad nim zastanawiałam, koniecznie daj znać, czy wart jest zachodu.

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to dla mnie ogromna radość, na każdy odpisuję i staram się odwiedzić jego autora, jeśli również prowadzi bloga.

Nie wstydź się, napisz coś ;)